Jest sobie pewne dziewczę młode z liceum pewnego w mieście pewnym Zakopanym zwanym, co Centralną Komisję Egzaminacyjną pozwać śmiała. I zapewne się nie śmiała, gdy się była dowiedziała, że od upragnionego kierunku studiów oddzieliła ją przepaść jednego nieuzyskanego punktu z egzaminu dojrzałości. Konsultowała 4 swoje nieuznane odpowiedzi z ekspertami wieloma, którzy wyrazili byli swoje zdanie mówiąc, że punkt przyznany być powinien lub też, że odpowiedzi w tychże czterech przypadkach właściwymi były, a uznane nie zostały.
CKE zatryumfowało, egzaminu w punkt nie uznało i się dziewczę na stomatologię nie dostało. Klucz odpowiedzi nie przewidział, że materia szarą zwana może wygenerować odpowiedź spoza jego samego i także poprawną. System silny, system wydolny, system efektywny.
A człowiek po co? A po to, żeby mógł wypełnić system, bo człowiek po to stworzony, żeby system był zadowolony.
W takim systemie żyjemy, że testujemy się na każdym kroku, sprawdzamy, standaryzujemy, porównujemy. Jednym słowem wariujemy. Popadliśmy w bagno uczenia naszych dzieci i młodzieży umiejętności zdawania testów, a nie umiejętności krytycznego myślenia, analizy i przetwarzania informacji, relacji interpersonalnych, komunikacji, pracy w grupach, wspierania się. Mógłbym wymieniać bez końca.
Całe to wariactwo zaczęło się wiele lat temu, w latach osiemdziesiątych, kiedy i ja byłem w systemie. 35 lat wariactwa testowania, którego apogeum doświadczamy dzisiaj w edukacji systemowej, wystarczy.
Idę odpocząć od klawiatury. Zrobię sobie test na alergeny systemu edukacyjnego made in Poland.
Over and Out
BJ