NBA, konkurs wsadów, 14 lutego… Pięknie po prostu.
Nie zrozumcie mnie źle. Sam konkurs – bez przesady. Nie jakiś wybitnie porywający, ekscytujący, czy wyrywający dupsko z siedzenia [no może poza momentami], ale wart obejrzenia wyłącznie dla jednego zawodnika – Zacha LaVine. Człowiek ten, w wieku 19 lat, powalił mnie na kolana swoimi pierwszymi dwoma wsadami. Już dawno nie widziałem, żeby na konkursie zamachać tak ramionami, poszpagacić kończynami dolnymi i zakręcić piłą, żeby na koniec przyłożyć power dunk w obręcz. A wszystko to czyniąc w locie jakiś metr nad ziemią, z własnego wybicia.
Jeśli myślicie, że metr to mało, to spróbujcie zrobić sobie wyskok dosiężny i zobaczyć, jak bardzo wzniesiecie się w niebiosa. Gwarantuję, że nie osiągniecie 50 centymetrów 🙂
W moim zachwycie nie chodzi nawet o poziom trudności dunków, ale bardziej o dynamikę, skoczność, zasięg i atletyzm. No po prostu masakra. I sam nie mogłem uwierzyć, kiedy zerwałem się z kanapy po pierwszym dunku, który, że nie dość, że był poprawny przy pierwszej próbie, to jeszcze miał w sobie tyle kilowatów, że niemal urwało siatkę. Każdy kto kiedykolwiek grał w koszykówkę i kto choć raz zaliczył samodzielny wsad do kosza, będzie wiedział, o czym mówię.
A teraz krótki ‚back to the future’. Zawsze pasjonowała mnie koszykówka. Oczywiście o wiele bardziej wtedy, gdy mogłem w nią grać, ale nigdy nie zapomnę, jak wiele mnie nauczyła, zarówno w obszarach rywalizacyjnych i pracy zespołowej z innymi, jak również w obszarze doskonalenia siebie i dążenia do perfekcji każdego pojedynczego nawet ruchu. Pamiętam, jak będąc dzieckiem marzyłem, żeby zostać kolejnym Jordanem. Na moim podwórku blokersów nie było takiego, który by nie marzył o zostaniu zawodnikiem NBA. Nikomu się nie udało, to dość oczywiste, ale mimo to, fakt, że mieliśmy takie właśnie marzenia dodawał czegoś magicznego naszej podwórkowej, blokowej rywalizacji.
I za to jestem wdzięczny plastikowej Ameryce – za uruchomienie we mnie i moich kolegach z bloków czegoś, czego nic innego nie było w stanie uruchomić – odwagi i wiary we własne marzenia. A Zach? Cóż, ma swoje 19 lat i wykorzystuje właśnie ciężko zapracowane 5 minut.
I tego Wam życzę, wykorzystywania własnych 5 minut. Tak właśnie nieco na dobranoc.
BJ