Tak, to właśnie możesz jeść, bo to warzywa, a one są zawsze zdrowe i wspaniałe. Nie, wieprzowina jest dla Ciebie absolutnie nie wskazana, bo przez nią dostaniesz nadciśnienia. Zbyt duża ilość keczupu spowoduje, ze dostaniesz kamieni nerkowych. A masło? Nieee, masło też nie – CHOLESTEROL!!!
Właściwie to jedyne, czym mogę się żywić to woda, i to destylowana… Choć nie, podstawowa wiedza chemiczna mówi mi, że pijąc wodę destylowaną przejdę na tamten świat w ciągu kilku dni… Czyli jednak mineralna. Tylko która? Mam pewność, że tylko ta bez glutenu i jakichkolwiek innych dodatków. Woda bez glutenu? Niemożliwe? Dzisiaj jeszcze nie, ale tylko poczekajcie… Właściwie to najlepszą żywnością byłoby food-free food.
Gdzie się nie obejrzę ludzie ‚bezglutenują’ już właściwie jako norma – swoją drogą to nawet niezły czasownik:
„Bezglutenujesz?”
„Jasne, że bezglutenuję i też bezmięsam, a Ty?”
„Jasne, że tak! Stary, jak mi to poprawiło życie.”
W Warszawie bezglutenuje się na pewno. Nie wiem jak w innych miastach, ale tutaj stało się to już modne podążanie za bezglutenowym trendem nawet przez tych, którzy nie mają żadnych problemów z jego przyswajalnością, czy nietolerancją. Nie jest to zresztą pierwszy trend z gatunku żywieniowych, który dotknął ludzkość. Wystarczy się rozejrzeć, żeby zobaczyć, jak rozpaczliwie ludzkość od dekad szuka diety, która będzie tą jedyną, złotą – zdrową i jednocześnie odsysającą tłuszcz z najmniej spodziewanych kawałków naszych ciał. I jak do tej pory większość tych diet pokazuje, że przy długoterminowym stosowaniu pojawiają się negatywne konsekwencje dla naszego zdrowia.
Co chwilę też w mediach pojawiają się doniesienia z długoterminowych badań, że wyklęte niegdyś produkty żywieniowe okazały się nie tak złe, jak by się mogło wydawać. Ostatnimi gwiazdami są masło, ser i czerwone mięso, które dzięki badaniu przeprowadzonemu w USA w końcu lat pięćdziesiątych przez Dr. Ancela Keysa zostały w dużym stopniu [licząc procentowo] wyparte z naszych diet. I co? I teraz się okazuje, że właściwie to nie do końca jest tak, że te produkty szkodzą… [http://edition.cnn.com/2014/06/06/health/saturated-fat-debate/].
I pokazuje to jeszcze coś – w wyniku naszego panicznego odwrotu od tychże produktów uciekliśmy w produkty gorsze jakościowo, bardziej przetworzone i o wiele bardziej słodzone.
Tak więc zawrotka do masła i sera żółtego. Ser jest OK, masło jest OK, ale, ale…. Wszystko w umiarze.
I to jest chyba to, co nas, jako ludzi charakteryzuje na co dzień – brak umiaru i równowagi w żywieniu, ale nie tylko, a także zachłystywanie się wszelką modą i nowinką pochodzącą przecież w 90% [taka osobista estymacja] od naszych zaprzyjaźnionych Jankesów.
Dystans, my friend, dystans, zimna analiza, a potem dopiero hop głową w dół. Nie znasz akwenu? To nie skacz na główkę, bo możesz się zdrowo połamać.
BJ
*photo by Fiona Moore
Bardzo dobry tekst Bartek. Polecam też przeczytanie tekstu: http://www.crazynauka.pl/dieta-bezglutenowa-jak-sami-siebie-oszukujemy/. Dla Amerykanów, gluten, po białym cukrze i tłuszczu, to kolejny „zabójczy” produkt.
PolubieniePolubienie
o tak, ten tekst pod linkiem przeczytałem chyba wczoraj, albo przedwczoraj i też mnie nieco zainspirował do podzielenia się swoimi doświadczeniami bezglutenowości 🙂 ostatnio miewam ich całe mnóstwo; w każdej grupie, którą szkoliłem w ostatnich 3 miesiącach (20 grup) był przynajmniej jeden bezglutenowiec… to już jest poważny trend
PolubieniePolubienie