Tak niestety nie wygląda szpital na ul. Banacha w Warszawie. Miałem przyjemność dzisiaj się tam znaleźć. Wiem, co mówię. Być może jestem uprzedzony – tak, zakładam taką możliwość – ale moim zdaniem szpital ten nie zmienił się prawie wcale od kiedy byłem tam po raz ostatni, a było to jakieś… 20 lat temu. Okoliczności nie były optymistyczne więc wrażenie wtedy zrobił na mnie mega ponure. Tym razem konieczność odwiedzin nie była aż tak dojmująca, ale negatywne wrażenie i ohyda tegoż szpitala pozostały… Niestety stwierdzam, że przez lata pozostał on tak ohydny, jak był. A ta minimalna zmiana, o której piszę? Płatny parking na karty z kodem kreskowym :D. Jednak technologia pcha ludzkość do przodu i daje dużo radości.
A teraz 3 sytuacje z dnia dzisiejszego, jakże wymowne:
1. Pani przy rejestracji. Okienko nr 4.
„Proszę Pani, Pani ma wizytę za 1,5 roku!!! Po co Pani tutaj dzisiaj przyjechała?”
„Za ile?” Zapytała na oko 90 letnia starowinka.
„Za półtora roku proszę Pani! Dopiero za półtora roku!!!”
„Ojej! Za półtora roku…”
O czym pomyśleliście? No właśnie, ja też się trochę martwię. Jak się starowince nie powiedzie, to na pewno będzie chętny na wskoczenie na jej miejsce. Już system rejestracji pacjentów o to zadba.
2. Pani przy rejestracji. Okienko nr 6.
„Na kiedy może być termin?”
„Proszę Pani, mogę Panią zapisać na pierwszy wolny termin na koniec listopada tego roku.”
„Dobrze, niech będzie. Jak dożyję, to przyjadę.”
Kobieta wygląda na jakieś 65-70 lat, więc moim zdaniem ma ogromne szanse, żeby dożyć biorąc pod uwagę średnią długość życia kobiet w Polsce. Martwię się nieco mniej.
3. Pani przy rejestracji. Okienko nr 5. Mam przyjemność stać już przy samym okienku po wcześniejszym odstaniu przy okienku nr 6, ale niestety Pani z rejestracji gdzieś znika. Po około 5 minutach wraca.
Jedna pani przepycha się z okienka nr 4, z którego ją skierowano do okienka nr 5, podobnie jak mnie z okienka nr 6 [o systemie dezinformacji już nawet nie chce mi się pisać] napierając na mnie tyłkiem, dość głośno sapiąc (zapisywała się do pulmonologa, więc to zrozumiałe), wyraźnie poruszona i z podniesionym ciśnieniem głośno oznajmia mi, że się chce dostać do okienka. Bez słowa ustępuję. Nie chcę ryzykować utraty cennego zdrowia i akurat śpieszy mi się w normie, więc 5 minut nie jest problemem.
„Jest moja karta!?”
„Tak, już jest, proszę.”
„Jak to się mogło stać, że nie zostałam zapisana!? Przecież po poprzedniej wizycie byłam tu i się zapisywałam!!!”
„Proszę Pani, nie potrafię tego wyjaśnić. Nie wiem, jak to się stało.”
„Ale, jak to możliwe, że tu jest taki bałagan? To już nie pierwszy raz, kiedy znika mój zapis, jest gubiona moja karta, badania i wypisy. Jak to możliwe?”
„Przykro mi. Nie wiem. Pamiętaj jak Panią wpisywałam. Nie wiem dlaczego to zniknęło.”
Pani poruszona odchodzi bez satysfakcjonującej odpowiedzi. Tutaj właściwie nie martwię się już w ogóle. W końcu to system, a ten system funkcjonuje w sposób znany mi i milionom polaków. Po przekazaniu skierowania Pani potwierdziła, że już nic ode mnie nie chce więc odszedłem spokojnym krokiem zapłacić za parkometr – koszt parkowania 4 zł.
Już niedługo wizyta. Cieszę się. Statystycznie rzecz biorąc, powinienem dożyć. 😀
BJ