Błogosławione Ministerstwo Edukacji Nienegocjowalnej z potrzeby populizmu wprowadziło książki wieloletnie. Jak to zwykle jednak bywa w przypadku pomysłów populistycznych mają one do siebie to, że:
- okrążają rzeczywistość szerokim łukiem i mijając ją nawet do niej nie pomachają,
* są „pseudokonsultowane” ze społeczeństwem, - są wprowadzane w pośpiechu i z licznymi nieprzemyślanymi konsekwencjami.
Niedawno robiłem z synem kolejny zestaw testów gimnazjalnych z języka angielskiego. Cel oczywisty – w miarę systematyczne przygotowanie do jakże ważkiego wydarzenia w życiu młodego człowieka – egzaminu gimnazjalnego. (Swoją drogą pęd naszej edukacji napędzanej przez CKE do testowania wszystkiego i wszystkich zakrawa na oddzielny wpis.) Podejmujemy więc w miarę regularne próby przebrnięcia przez kolejne testy celem uzyskania lepszej przyszłości.
Podczas ostatniego posiedzenia moją uwagę przykuła książka z zestawami, która sama w sobie jest porządnie zrobiona, a jednak ewidentnie przegrywa walkę z cechami charakterologicznymi mojego syna, które nie odbiegają zbytnio od cech uzewnętrznianych przez ogół jego rówieśników. Fakt, mój syn używa już tego podręcznika dwa i pół roku, więc całkiem sporo, ale podręczniki ministerialne mają wytrzymywać trzy lata i być przekazywane z rocznika do rocznika. Skala porównawcza więc jest zachowana.
Oczywiście książka nie wygląda jeszcze jak przysłowiowa wyciągnięta psu z d*** (podstaw literki), ale do korzystania jakoś już nie zachęca. Cała pognieciona, poobdzierane rogi i krawędzie, pozaginane strony. Ogólnie – widziałem już książki w lepszym stanie i zdecydowanie nie chciałbym dać tego egzemplarza mojej córce, gdyby była o rok młodsza od swojego brata. Jeśli byłoby mnie stać, to wolałbym kupić jej nową, bo jakość nauki wiąże się również z jakością narzędzi, jakich się do tej nauki używa. Parafrazując Davida Allena (ten koleś od GTD): jeśli dużo piszesz ręcznie, to kup sobie pióro najwyższej jakości, na jaką Cię stać, a każde doświadczenie pisania nim przerodzi się w przyjemność. To z czego się uczymy uważam za równie ważne jak to, czego się uczymy.
Podręcznik wieloletni to populizm dlatego, że w praktyce żaden egzemplarz nie wytrzyma wyznaczonego okresu użytkowania. To z kolei będzie i tak wiązało się z koniecznością zakupu nowych publikacji przez rodziców, szkołę, gminę, czy kogo tam jeszcze. A co to oznacza w rzeczywistości? To, że ponowny zakup i tak pójdzie z naszych kieszeni podatkowych, coraz głębszych w ostatnich latach. A co by było, gdyby jednak książki wytrzymały? Żeby tak się stało, rodzice muszą zakupić plastikowe okładki (jak w złotych czasach PRL w mojej podstawówce) lub zrobić je sami z szarego papieru – jeśli stać ich na luksus, to mogą się rzucić na kolorowy. Tak, czy inaczej, i tak muszą ponieść koszty.
Jeszcze nikt nie wynalazł niczego, co kosztowałoby nic. Ktoś zawsze płaci. Tak też będzie i tym razem.
Już się nie mogę doczekać momentu, gdy moja córka od września dostanie zestaw książek po starszych koleżankach i kolegach.
BJ
„jakość nauki wiąże się również z jakością narzędzi, jakich się do tej nauki używa” – zgadzam się w 100%. Dlatego ważny jest dla mnie długopis i komputer, dlatego dbam o swój aparat i mam przy nim spersonalizowany pasek, bo nie lubię jak jest JAKOŚ…
PolubieniePolubienie
Dokładnie Aga. Jak rozpoczynałem naukę gry na pianinie to miałem mały plastikowy syntezator i grało się na tym masakrycznie. Po jakimś czasie udało się uzbierać na pianino cyfrowe i komfort i przyjemność nieporównywalna.
PolubieniePolubienie