… i szkoda, że to tylko reklama Samsunga.
Od jakiegoś czasu zauważam, pewnie nie jako jedyny, tendencję korporacji do tego, żeby tworzyć reklamy, które są czymś więcej niż tylko prostą reklamą. Są to krótkie, 2-4 minutowe filmiki, które zaszczepiają markę w świadomości ludzi jako taką, która nie tylko sprzedaje produkt, ale przede wszystkim zmienia świat na lepsze i czyni go lepszym do życia.
Nie tak dawno temu obejrzałem pierwszy taki filmik pokazujący historię kopciuszka akrobatki, która jest grubiutka, jako mała dziewczynka, wszystkie koleżanki się z niej śmieją, a na głównym turnieju jeszcze konkurentka podstawia jej nogę i niszczy strój gimnastyczny podarowany przez kochającą i wychowującą ją samotnie babcię. Kilka prostych i schematycznych zabiegów walących młotem w nasze emocje i serce widza złamane w 4 minuty. Na końcu, kiedy już się popłakaliśmy doświadczając sukcesu kopciuszka, powzdychaliśmy i uwierzyliśmy, że świat to jednak dobre miejsce, bo zawsze daje wygrać tak zwanemu „underdogowi / chłopcu do bicia”, dostajemy w twarz logiem Pantene i fantastycznego szamponu do włosów. I następuje jakiś bardzo nieprzyjemny zgrzyt.
Podobnie z drugą reklamą, która wywołała we mnie potrzebę napisania tego postu. Może niektórzy z Was powiedzą, że nie reklama, bo przecież jest fundacja, jest dobro, jest zmienianie świata na lepszy. A jednak nie mogę się oprzeć pchającej się do mojego mózgu tezy, że to jest właśnie efektywny, nowoczesny marketing. Bo jest.
Podobnie jak w Pantene, Samsung uderza w chłopca do bicia – w niepełnosprawność w świecie ludzi pełnosprawnych. I wszystko jest OK, idea fantastyczna, wręcz błogosławiona. Chłopak, który ma upośledzony słuch, doznaje szoku, bo wszyscy dokoła mówią językiem migowym, są kochani i wrażliwi na innych, empatyczni i otwarci. Na końcu więc nie wytrzymuje ciśnienia i płacze. Dlaczego płacze? Zapewne powodów może być wiele i dopuszczam myśl, że być może niekoniecznie z tych, które założyli sobie reklamodawcy. Interpretację pozostawiam Wam.
Reklamy i marketing zawsze miały na celu wywołanie konkretnych emocji u widza – od radości, przez ekstazę, po zazdrość i poczucie wyjątkowości. Jednak ten rodzaj idzie o wiele głębiej, bo uderza w nasze naturalne, ludzkie poczucie empatii i braku akceptacji nierówności społecznej. Dlatego „underdog” jest tak bardzo silnie oddziałującym na nas motywem, chyba w większości kultur, bo każdy z nas, w jakimś obszarze jest takim właśnie „underdogiem” i chce się z tego poczucia wyrwać. Bardzo się identyfikujemy ze słabeuszem [stąd też wszystkie tricki i chwyty obecne w Talent Shows].
Jednak coś mnie w takim podejściu reklamy uwiera. Taka reklama wytwarza niesamowicie emocjonalne i nieświadome poczucie przywiązania do marki i o ile o to właśnie w marketingu i sprzedaży chodzi – o emocje – to jednak jest w tym coś niepokojącego. Dominującym uczuciem, którego klient doświadczy przy półce sklepowej widząc logo korporacji [mimo, że nie będzie tego uczucia świadomy] będzie miłość do marki, która to przestanie być rzeczą, firmą, korporacją, a która zacznie być drugim człowiekiem. Przeżyje miłość podobną do tej, którą odczuwa do człowieka. Marka podświadomie staje się człowiekiem, obiektem ludzkich uczuć, ale tym idealnym, zbawiającym świat i wszechmocnym. Zostaje ożywiona i przestaje nam być obojętna w sposób w jaki przestaje nam być obojętny drugi człowiek.
Tak wytworzony wizerunek pozwala nam zapomnieć, że wiele organizacji ma sporo za uszami i z wielu wpadek się jeszcze nie wytłumaczyło. Kupujemy produkt i od razu czujemy się lepiej, również dlatego, że właśnie kupiliśmy markę, która bezinteresownie dba o głuchych tego świata i o pięknowłose grubiutkie dziewczynki stające się mistrzyniami.
A ja nadal odczuwam z tego powodu dyskomfort. Teraz zapraszam na kilka minut przyjemności zapewnianej przez reklamę 😀