Mówią, że zmiana to rozwój. A jednak pewne rzeczy się nie zmieniają, choć się jednocześnie rozwijają. I dobrze.
Mimo czasów nieustającej potrzeby zmian, niezbędnych do wzrostu, każdemu jest potrzebna przystań, do której powraca, takie „swoje” miejsce na ziemi; miejsce, gdzie można spokojnie odpocząć po ciężkim dniu, zrelaksować się i wyciszyć. Dla wielu takim miejscem jest dom, czy to rodzinny [ten od rodziców], czy też już ten zbudowany samodzielnie, z nową rodziną lub bez.
Ten wpis będzie nie do końca o tym. Wpis o domu zostawię sobie na inny czas. Ten krótki tekst jest o miejscu, w którym nie byłem już parę lat [dokładnie 3,5 roku], a które zmieniło się jedynie nieznacznie. Jest to Vega w Warszawie, na Jana Pawła.
Zupełnie przypadkowo [a może z rozmysłem] zgłodniałem, a że przejeżdżałem niedaleko, pomyślałem, że wstąpię. Parkowanie, parkometr, spacer. Jestem. Zapach specyficznego jedzenia dobiegł mnie już jakieś 50 metrów od wejścia. Miejsce jak dawniej, w tym samym odrapanym budynku, po tych samych schodach, choć ludzie już inni. Wybór dań jak dawniej – fajny i ciekawy. A cena? Super, zupełnie jak dawniej – za talerz pełen jedzenia i kompot z rabarbaru 15 zeta. Całkiem spoko.
Posiedziałem, popatrzyłem, powspominałem, zjadłem. Odczułem zadowolenie i pocieszyłem się nieco chwilą tak, żeby zostało na dłużej.
Fajnie, że niektóre miejsca się nie zmieniają. Fajnie, że są wyjątkowe mimo swojej zwykłości i trwają dłużej niż rok budżetowy.
BJ