Przywództwo Bezrefleksyjne – odsłona pierwsza

„Gdyby moi menedżerowie wiedzieli jak ja o nich dbam i chronię przed tym, co niemal każdego dnia zrzuca na nich ta przeklęta centrala… Gdyby znali choć promil z tych 70% informacji, których nie mogę im przekazać bo nie mam na to zgody góry… Gdyby mieli świadomość ile ja dla nich znoszę i jak bardzo się poświęcam… Wtedy postrzegali by mnie zupełnie inaczej i robili wszystkie te zadania, które im zlecam nie pytając z jakiego powodu muszą je wykonywać. I nie myśleli by, że robienie ich jest  bezsensowne. Wtedy po prostu wykonywaliby polecenia nie kwestionując ani ich zasadności ani mojego autorytetu i zdrowego rozsądku.”

Wypowiedziawszy ostatnie słowa łamiącym się głosem pokazującym jej głęboką wiarę w to, co mówi, Barbara zamyśliła się. Gdyby tylko jej menedżerowie umieli czytać w jej myślach, w lot pojęli by, że wszystko to robi dla nich. Tak bardzo poświęca się dla nich każdego dnia, od rana do nocy.

Już dwunasta. Pora rozpocząć pracę. Nie ma znaczenia to, że cała załoga razem z menedżerami pracują już od godziny 8:00, jak codzień. Wiadomo jak jest w tym biznesie – ktoś po prostu musi otworzyć sklep bo inaczej nie będzie handlu. A Barbara nie po to wspinała się po szczeblach organizacji, żeby musieć wykonywać obowiązki młodszego stażem i doświadczeniem pracownika. I słusznie. „W końcu dyrektorem nie zostaje się za piękny uśmiech lecz za ciężką pracę i wyrzeczenia po drodze a to, że ludzie oczekują, że będę pracowała z nimi na sklepie ramię w ramię, to już ich problem” – pomyślała w duchu.

Samo bycie na sklepowym szczycie w tej organizacji bynajmniej nie jest usłane różami i trzeba się nieźle naharować żeby wyjść na swoje. I jeszcze to obecne pokolenie – wzrastająco okropne, roszczeniowe, niesamodzielne i niesubordynowane. Szkoda, że czasy gdy to pracodawca dyktował warunki minęły… „Na razie – bo jak każdy wie, rynek prędzej czy później się odwróci. Przyjdzie moment, że pracownik przestanie dominować i wtedy wszystko będzie znów normalnie” – rozmarzyła się.

Odganiając myśli o trudnościach codziennej rzeczywistości Barbara usiadła do papierologii stosowanej. Organizacja, w której pracowała była typową, zbiurokratyzowaną hydrą, której jedną z misji było torturowanie pracowników koniecznością pisania raportów, wprowadzaniem szybkich promocji, gazetek, folderów i wszystkiego innego, co przyszło im do głowy. I najlepiej jak wszystko to odbywało się z dnia na dzień, bez zapowiedzi, bez żadnej informacji.

Ten dzień nie różnił się niczym od wielu innych, których doświadczyła w tej firmie. Nawet Barbara była napięta i nerwowa jak co dzień, a swoje podenerwowanie komunikowała światu krzykliwym, nieznoszącym sprzeciwu i zalewającym potokiem słów głosem. Właściwym dla niej sposobem komunikowania się z ludźmi było zalewaniu rozmówców ogromną ilością wyrazów i zdań do tego stopnia, że rozmówca wymagał długiego autotreningu i niesamowicie silnej woli, żeby w ogóle mieć nadzieję na wyrobienie w sobie umiejętności wchodzenia Barbarze w słowo. To wszystko oczywiście zanim nie wyzionął ducha besztany przy całym zespole za byle potknięcie.

Barbara stosowała bardzo efektywne techniki udzielania informacji zwrotnej swoim pracownikom. Nigdy nie przepuszczała okazji, żeby móc wyrazić publicznie swoją opinię na temat popełnionych przez pracownika błędów, wrzeszcząc na całe biuro tak, jakby właśnie stawiała niesfornego gówniarza lub gówniarę do pionu. Należało im się. W końcu tysiąc razy tłumaczyła im, że zamówienia należy bezwzględnie wypuścić do godziny 12:00, bo inaczej zostaniemy bez towaru na handlowy weekend.

„Ile można powtarzać to samo? A jak przy okazji inni się dowiedzą to też może się czegoś nauczą i zapamiętają czego mają nie robić. Co ja się z nimi mam.”

Z punktu widzenia pracownika efektywne komunikowanie się z Barbarą miało szansę zaistnieć wyłącznie w sytuacji, gdy udawało się jej od razu wejść w słowo i nie przestawać mówić. Jednym z głównych zagrożeń w rozmowie z nią był brak umiejętności rozpoczęcia i podtrzymania monologu, który powodował, że Barbara na chwilę przestawała mówić. Jeśli pracownik nie umiał wejść jej w słowo i bezwzględnie kontynuować mówiąc głośniej niż ona, to raczej szybko wypadał z gry i był skazany na połykanie złości i frustracji, żeby tylko przetrwać. Jedynie mówiąc w sposób nieprzerwany i głośniej niż Barbara pracownikom udawało się uzyskać moment jej atencji. Tylko wtedy, po kilku sekundach mówienia jednocześnie, uznawała ona bowiem fakt, że druga osoba może mieć coś do powiedzenia. Nie wytrącało jej to z jej własnych myśli lecz powodowało, że musiała się nieco mocniej zebrać w sobie i rozpocząć kolejne zdanie jeszcze głośniej niż poprzednie.

Taka sytuacja powodowała jednak, że jeśli trafiło na ustępliwego pracownika to już po chwili obie strony zamiast mówić, krzyczały. Inną rzeczą jest to, że taki pracownik odchodził z firmy raczej wcześniej niż później. I to odchodził dobrowolnie, podejmując decyzję całkowicie samodzielnie. W takich sytuacjach Barbarze nie raz przychodziła na myśl maksyma kolegi, menedżera z innej branży, który zawsze mówił, że w swojej karierze nigdy nie zwolnił ani jednego pracownika; oni sami odchodzili; to był ich wybór. W końcu nikt nikogo do pracy w jakimś konkretnym miejscu nie zmusza, prawda?

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s