To pewne, że będzie inaczej…

Od jakiegoś czasu na jednym z kominów mojego przytulnego domku ląduje grupa gołębi. Nie, żebym miał coś do ptaków, ale gołębi to po prostu nie znoszę szczerze, od jakichś 25 lat, a może i więcej.

Nie wykluczam, że to krystalicznie czyste uczucie niechęci mogło, wraz z płynącymi latami, przybrać na sile w wyniku przypadkowo lądujących na moich lekko już przerzedzonych włosach, ptasich ekskrementów. Nie wykluczam też, że ilość gołębich obsrań w bloku z wielkiej płyty, w którym mieszkałem przez połowę swojego życia ma tutaj głębokie znaczenie emocjonalne. Być może też nieułatwiające procesu chodzenia tłumy dwunogich potworów z bujającymi się wprzód i w tył główkami, zbiegającymi się na wszelkich placach, skwerach i innych miejscach kultu, tę nienawiść jeszcze bardziej cementowały.

Jestem pewien, że taki związek przyczynowo-skutkowy istnieje. Nie oznacza to jednak, że gołębie tępiłem w sposób praktyczny. Generalnie, nie wchodziliśmy sobie zbytnio w drogę. Zakładam, że dlatego iż dajemy sobie prawo do współistnienia.

Czasem jednak bywa tak, że sytuacja staje się na tyle nie do zniesienia, że jedna ze stron musi podjąć radykalne działania zmierzające do tego, żeby ulżyć sobie w cierpieniu – czy to ptak musi coś zbombardować, czy to człowiek tego ptaka pogonić. Tak też stało się tym razem.

Po ciężkim dniu pracy, naprawdę miałem ochotę się wyspać i odpocząć. Sami rozumiecie – praca w skupieniu, w relacji, w komunikacji z klientami, na ich wyzwaniach menedżerskich i przywódczych – a tutaj od piątej rano, cztery gołębie, komin, gruch gruch, kupa kupa, trzepot skrzydeł, znowu gruch, i tak bez końca. Nie mogłem tego tolerować. Nie dałem rady. Nie skontenerowałem narastających we mnie emocji. Dyskomfort i poczucie, że muszę coś z tym zrobić, zwyciężyły.

Nie myśląc wiele, złapałem za plastikową butelkę po wodzie mineralnej i z impetem walnąłem parę razy w dach tak, żeby się gołębie wystraszyły. Musiałem powtórzyć ten proces kilkukrotnie spotkawszy się z małymi, zaciekawionymi 4 parami oczek patrzącymi na mnie dość głupkowato z krawędzi komina. Wreszcie się udało i mogłem powrócić w objęcia Morfeusza, do ósmej.

Teraz mamy jednak z gołębiami kosę i patrzymy na siebie podejrzliwie. Wiemy, że nasza relacja nie będzie już taka jak była. Uległa znaczącemu pogorszeniu w wyniku przekroczenia granic. Jak będzie dalej? Co będzie dalej? Nie wiadomo na pewno. To, co pewne to to, że będzie inaczej.

Podobnie było z korona wirusem. Widzieliśmy, jak kroczy do nas kryzys wynikający z sytuacji, która bardzo powoli rozkręcała się w Chinach i stopniowo, krok po kroku, przejmowała kontrolę nad życiem wielu społeczeństw. Nawet, gdy widzieliśmy wirusa za ścianą, u sąsiadów, byliśmy przekonani, że to nas po prostu nie dotknie, przejdzie obok. Przyznaję, też tak myślałem. Co więcej, byłem o tym przekonany do całkiem niedawna, aż przyszedł dzień, kiedy wszyscy musieliśmy się zamknąć w domach.

Wszyscy przenieśliśmy się w nasze cztery ściany będąc zmuszonym do odkrywania swojej prywatnej przestrzeni obcym ludziom, którzy wydzwaniali się do nas na video calle. Musieliśmy szukać swojej przestrzeni, tej niezakłóconej, tej niezawodowej. Bo wielu z nas pewnie dzieli czas na pracę i życie osobiste, a przestrzeń na prywatną i zawodową. I ta przestrzeń właśnie i ten czas zostały mocno zgwałcone tym, co nas spotkało. Być może wielu z nas poczuło, że jest coś nie tak, że zostały naruszone jakieś ważne granice, i że już nie będzie tak samo.

Nasze relacje z bliskimi też przeszły swoją próbę. Oczywiście, znam osobiście tych, którzy sobie chwalą to, że mogli poznać swoje dzieci ;), partnerów i partnerki. Mówią, że dzięki tej sytuacji wiele zobaczyli w tych relacjach. Zobaczyli też, jak wiele stracili, gdy ich nie było. Są też i ci po drugiej stronie osi. Tych też znam bo właśnie biorą rozwód albo zdecydowali o wzajemnym od siebie odpoczynku. Nie wytrzymali, nie dali rady, nie umieli… jakieś „nie” na pewno tam było.

No i to jest właśnie trochę tak, jak z moimi gołębiami. Jest pewien punkt, za przekroczeniem którego widać odciśnięte w mokrym piasku przed tobą ślady butów. Wiesz, że chcesz pójść tą drogą i jednocześnie masz świadomość, że jak nią pójdziesz to już nie będzie tak samo. Będzie inaczej. To wiesz na pewno. I jeszcze też wiesz, że jak nie pójdziesz i nie zrobisz, to się nie wyśpisz, nie odpoczniesz. Więc podejmujesz temat, korzystasz ze znanych ci narzędzi i działasz.

A na komin i tak przylecą kolejne gołębie. To tylko kwestia czasu.

Dodaj komentarz