Bez zmian. Energetycznie w dniu dzisiejszym jest dość nisko. Postanawiam zrzucić to na karb niepogody i nękającej mnie swym przypadkowym mrozem zimy. Nie lubię zimy. Nic na to nie poradzę. Nigdy nie lubiłem. Kiedyś nawet próbowałem uprawiać snowboard, co mi się udawało przez 2 sezony, które zawsze kończyłem jakąś paskudną anginą czy inną cholerą. Tak, tak. Nie lubię zimy i już chyba nie polubię. Zima to taki czas letargu i wyczekiwania dla świata natury i chyba ze mną jest podobnie.
Mimo to zmuszam się do działania, bo wiem, że w oddali jest cel, który sam sobie wybrałem i mam świadomość – bo przecież nie jestem dzieckiem – że dążenie do celu i osiąganie go to nie tylko wyściełany pięknymi kocimi łbami trakt. Tak więc dzisiaj jest już dzień podnoszenia głowy i podejmowania próby ponownego spoglądania przed siebie. A jutro, mam nadzieję, będzie już ten dzień patrzenia przed siebie i nieco w górę. I dlatego też podejmuję decyzję o tym, żeby popchnąć zaplanowane na dzisiaj zadania i działania i nie pozwolić na to, żeby zostały przesunięte na dzień kolejny, jak to mi się czasem zdarzało. Tak więc, drogi kapitanie okrętu, co my tu mamy na horyzoncie, hę?
No, to do celu i przed siebie bez lęku i obaw.